Jesień i zima to dla mnie najlepszy czas na bieganie. Jeśli tylko temperatura nie spada poniżej minus 20 stopni, kiedy to w żaden sposób nie można rozgrzać mięśni nóg, a brwi zamieniają się w krzaczaste bryłki lodu – naprawdę biega się świetnie. Tegoroczna zima długo nie pokazywała mroźnego oblicza, więc trudno było znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie na rezygnację z treningu. Właśnie dlatego na wiosnę zaplanowałem pobiec kolejny maraton, tyle że trochę ambitniej niż zwykle - inaczej niż zwykle chciałbym w końcu dobrze się do niego przygotować. Dobre przygotowanie oznacza regularny i sensowny trening. Ja postawiłem na metodę pana Jurka Skarżyńskiego.
Dzięki nim początkujący biegacz przestaje „błądzić w treningowej ciemności”. Jednym z elementów przygotowania do maratonu jest tzw. element WB2 (wytrzymałość biegowa w drugim zakresie). Podczas tego treningu mamy za zadanie biec z określoną prędkością, nieco szybszą niż zakładana prędkość w maratonie, nie wchodząc w tzw. III zakres intensywności. Z tygodnia na tydzień zwiększamy prędkość oraz dystans. Potrzebujemy do tego równej wyasfaltowanej trasy, najlepiej w lesie, żeby nie przeszkadzały nam jeżdżące samochody. Jestem szczęściarzem, bo taka idealna trasa oddalona jest tylko ok. 2 km od mojego domu, tyle że zimą na drodze tej bardzo często utrzymuje się śnieg, a nierzadko pojawia się lód. I tu mógłbym zadać podobne pytanie, jakie kiedyś usłyszał premier od hodowcy papryczek, tyle że ja bym musiał je trochę zmodyfikować: ”Jak biegać szybko po lodzie i śniegu, Panie Jurku, jak biegać?”. Nie wiem, co Pan Jurek Skarżyński by na to odpowiedział, ja jednak znalazłem rozwiązanie: biegam w nakładkach na buty.
Jeśli biegacie nie tylko truchtem, ale też „szybkościówki”, gorąco polecam używanie tego sprzętu. Wydaje mi się, że bez niego nie da się spokojnie realizować biegów szybkościowych w warunkach zimowych.
Jeśli Was nie przekonałem, poczekam aż fikniecie pierwszego kozła :)
Darek Gruszka