Ceneria.pl   |   Testeria   |   Turystyka • trekking • wspinaczka   |   Rowery i sprzęt rowerowy   |   Sprzęt narciarski i odzież narciarska   |   Sport i rekreacja
Ceneria logo

Strona główna   »  
Testeria   »  

Norweskie wzornictwo w bieliźnie Helly Hansen

Ciekawa jestem, co dla przeciętnego człowieka outdooru znaczy marka Helly Hansen, istniejąca już od 1877 roku! Przyznam szczerze, że jeszcze kilka lat temu dość słabo istniała ona w mojej świadomości. Kojarzyłam ją raczej z jakimiś fatałaszkami, a nie solidną odzieżą dla ludzi aktywnych.



Od kilkunastu miesięcy używam produktów tej marki i zaczynam czuć do niej coraz większą słabość – być może ma na to wpływ sentyment, jaki czuję do krajobrazów norweskich, skąd marka pochodzi. Jednocześnie po doświadczeniach pogodowych podczas wakacji w Norwegii, kiedy to codziennie doświadczałam deszczu, wilgoci i zimna nawet latem, wiem, że norweska odzież musi zabezpieczać przed szczególnie wymagającymi okolicznościami klimatycznymi, nie tylko podczas ekstremalnych wypraw, ale również na co dzień. Żeby docenić markę Helly Hansen trzeba zrozumieć surowość życia na północy: zima tam przychodzi szybko, lato jest bardzo krótkie, są miesiące, kiedy światłem dziennym mieszkańcy mogą cieszyć się zaledwie po parę godzin w ciągu doby, a na północy noc polarna trwa nieprzerwanie kilka tygodni. Nie tylko by przetrwać, ale też normalnie funkcjonować, Helly Hansen proponuje odzież dla zwykłych ludzi, którym przyszło żyć w takich warunkach. By nieco osłodzić te niedogodności egzystowania na północy, proponuje kolorowe, można powiedzieć nawet nieco odjechane wzornictwo, które wnosi radość i poprawia nastrój.

Takie rozważania jak powyżej nasuwają mi się, gdy myślę o użytkowanej przeze mnie ostatnio bieliźnie ze znaczącym dodatkiem wełny merino marki Helly Hansen.

Jestem przekonana, że gdybyście zobaczyli tę odzież wyeksponowaną w sklepie od razu byście się przy niej zatrzymali, bo na pewno przyciągnęłaby Wasz wzrok. Następnym odruchem byłaby chęć jej dotknięcia, bo wygląda tak miło i przytulnie, no i trochę... odważnie.

Zobaczcie...





Druga rzecz, na którą zwraca się uwagę, to fakt, że została skrojona z kilku kawałków – w sposób przemyślany, tak by ułatwić maksymalne dopasowanie do sylwetki, a jednocześnie wygodę. Docenia się to po założeniu bluzy Warm FZ Hoodie i getrów Warm Pant na siebie, które idealnie układają się na ciele – ma się wrażenie, że nie ma się na sobie ani grama zbędnego materiału, który gdzieś się marszczy czy ugniata. W miejscu łączenia zastosowano płaskie szwy, dzięki czemu obfitość przeszyć nie wpływa na komfort czy też dyskomfort w użytkowaniu – są one nieodczuwalne i nie drażnią skóry.

Ciekawa jest wewnętrzna faktura materiału – w formie regularnych otworów w warstwie bliższej skórze. Zastosowanie tego typu rozwiązania wynika z przekonania, że dla komfortu zimą najważniejsze jest poczucie ciepła i transportowanie wszelkiej wilgoci, która jest wytwarzana podczas aktywności, na zewnątrz. Dzięki temu nie dopuszczamy do wychłodzenia, które zazwyczaj następuje szybko, gdy np. pot pozostaje przy skórze. Odzież Helly Hansen na chłodne warunki zbudowana jest zatem z dwóch warstw: wewnątrz z włókien Lifa (opatentowanej Lifa® Stay Dry Technology), na zewnątrz ze 100 % wełny merino, która - jak wiemy - ceniona jest szczególnie za komfort cieplny. Działanie Lifa®Flow technology, dzięki której skóra pozostaje zawsze sucha, bo niezwykle szybko działa transport wilgoci na zewnątrz, można obejrzeć na tym filmie:


Firma Helly Hansen twierdzi, że jest to najszybciej działający mechanizm obecnie na rynku outdoorowym.
Trudno jest mi to stwierdzenie zweryfikować, mogę jedynie zapewnić, że w odzieży tej NIGDY (!) nie poczułam się spocona i nie odczułam ani razu wilgoci na skórze. I faktycznie to uczucie cenię chyba najbardziej. Używałam bluzy i getrów jako warstwy wewnętrznej na nartach, czyli podczas dość intensywnych aktywności w różnym przedziale temperaturowym, także w warunkach, gdy słupek na termometrze wzrastał do ponad 5 st. powyżej zera, czyli była szansa na zapocenie w ciepłych spodniach narciarskich i kurtce. Nic takiego jednak nie miało miejsca.


Warm FZ Hoodie - midlayer pod kurtką wewnętrzną. Fot. Ceneria.pl

W przypadku natomiast niskich temperatur, takich ok. -10 poniżej zera, jeśli chodzi o dolne partie mojego ciała (nogi) getry wraz ze spodniami narciarskimi zapewniały mi wystarczające ciepło. Natomiast na górę potrzebne było dodatkowe docieplenie. Zazwyczaj zakładałam pod bluzę dodatkową bluzkę z krótkim rękawem z wełny merino (zresztą zazwyczaj tak właśnie pasowało mi nosić Warm FZ Hoodie, którą traktowałam raczej jako bluzę niż typową bieliznę), dodatkowo na nią ciepłą bluzę polarową. Muszę jednak zaznaczyć, że moja warstwa zewnętrzna na narty to nie typowa kurtka narciarska, tylko goretex (choć w wersji zimowej, więc ciut cieplejszy).

Producent nie podaje dokładnie gramatury użytej wełny merino, ale na moje oko, nie jest to jednak zbyt gruba warstwa. Wełna merino słynie z legendarnego ciepła, w przypadku tej bluzy jednak tego aż tak nie odczujemy – chyba właśnie dlatego, że zastosowano syntetyczny wewnętrzny system, a merino na wierzch jedynie jako docieplenie. Coś kosztem czegoś, bo z kolei sama wełna merino przy ciele nie ma aż tak szybkich zdolności transportu wilgoci, zdarza się, że przemoczona potrzebuje chwili na wyschnięcie (choć z drugiej strony trzeba pamiętać, że nawet mokra grzeje). Dla Helly Hansen priorytetem stało się jednak zachowanie suchości przy ciele.



Chwilę chciałabym jeszcze poświęcić bluzie. Cenię w niej to, że na całej długości jest rozpinana. Tak jak wcześniej pisałam, używałam jej jako midlayera, a nie bieliznę, właśnie ze względu na zamek oraz kieszenie - również zamykane na zamek. Od wewnątrz zamki te są zabezpieczone: główny paskiem materiału na całej długości, a zamki od kieszeni w ogóle od wewnątrz są niewidoczne, więc dyskomfort bezpośrednio na ciele nie byłby odczuwalny. Dodatkowo bluza posiada świetnie skrojony dopasowany kaptur, który nie raz mi się już przydał jako fajne docieplenie głowy. Zabezpieczał szyję i tył przed podmuchami zimnego wiatru, do tego idealnie mieścił się pod kaskiem, w przeciwieństwie do kilku czapek, które na nartach miałam okazję wypróbować. Nie raz zdarzało się, że spadały mi na oczy i co chwilę musiałam je poprawiać. Z tego samego powodu nie lubię kominiarek, które mam wrażenie ograniczają pole widzenia. Kaptur od bluzy Helly Hansen w moim przypadku był dobrym rozwiązaniem.


Dobrze dopasowany kaptur. Fot. Ceneria.pl

Użycie włókien merino ma tę zaletę, że możemy odzieży używać baaardzo dłuuugo bez potrzeby prania. Merino ma właściwości samooczyszczające oraz zapobiega rozwijaniu bakterii, które są odpowiedzialne za brzydkie zapachy. Sprawdzi się, gdy musimy spakować się na wyjazd w jeden plecak i nie mamy szans na zabranie ze sobą wielu rzeczy. Muszę potwierdzić, że bielizna Helly Hansen przetrwała nawet kilka wyjazdów narciarskich bez potrzeby odświeżenia w pralce (mimo jasnego koloru bluzy). Z drugiej strony musimy sobie także zdawać sprawę, że nie uda nam się jej spakować w maleńki pakuneczek wielkości dłoni. Nie zajmuje co prawda pół plecaka, ale na pewno nie należy do linii odzieży „light and fast”.

Osobiście używałam tej odzieży zimą na nartach, zdarzało mi się także paradować w niej na kwaterze, gdy nie chciało mi się jej ściągać po zimowych szaleństwach. Widzę jeszcze kilka jej zastosowań. Będzie to na pewno fajna ocieplająca warstwa piżamowa do spania pod namiotem (śpiąc w sierpniu na północy Skandynawii przeżyliśmy pewnej nocy przymrozek – autentycznie temperatura spadła poniżej zera, a na namiocie pojawił się szron!). Myślę, że znajdą się też zwolenniczki tej odzieży jako ciuchu do biegania. Wydaje mi się, że szczególnie bluza ze względu na transport wilgoci świetnie by się do tego nadawała – choć ja jeszcze jej nie sprawdziłam pod tym kątem.


Getry - uniwersalne zastosowanie. Fot. Ceneria.pl

Jeśli jakiś mężczyzna chciałby kupić swojej outdoorowej pani odzież na wyprawę i wspólne aktywności na świeżym powietrzu, to myślę, że śmiało można polecać markę Helly Hansen
. Miałam okazję bliżej poznać kilka damskich ciuszków HH i mam wrażenie, że projektanci tej firmy czują, co lubią kobiety. Niestety nadal wiele nawet dużych firm traktuje kolekcje kobiecie jako dodatek lub trend, któremu – no, dobra – trzeba się poddać, ale zupełnie nie mają pojęcia, co cenią kobiety. Przerabiają jedynie męskie modele, a nie projektują modeli faktycznie z nastawieniem na panie. Ja bardzo cenię wzornictwo Helly Hansen, bo mam wrażenie, że w tej firmie istnieje inne podejście.


Swoją wypowiedź zaczęłam od rozważań na temat świadomości tej norweskiej marki w polskim społeczeństwie. Na koniec chciałabym wtrącić bardzo optymistyczny akcent z tym związany – w ciągu ostatnich kilku tygodni spotkałam znaczek HH na wielu widzianych przeze mnie kurtach, nie tylko w ośrodkach narciarskich, ale i w najbliższym lokalnym sklepie.


Kamila Gruszka



ZOBACZ RÓWNIEŻ