Ceneria.pl   |   Testeria   |   Turystyka • trekking • wspinaczka   |   Rowery i sprzęt rowerowy   |   Sprzęt narciarski i odzież narciarska   |   Sport i rekreacja
Ceneria logo

Strona główna   »  
Testeria   »  

Czajnik turystyczny Primus LiTech. Nasz test

W zeszłym roku testowałam zestaw garnków Super Set z serii LiTech marki Primus. Gdy pomyślałam, że przydałby się mi do tego zestawu mały czajniczek do gotowania wody, wybór był oczywisty – zdecydowałam się na Primus LiTech Cofee / Tea Kettle.


Opis

Czajnik wygląda jak garneczek wyprofilowany na kole garncarskim. Oczywiście nie mam tu na myśli siermiężności tego typu produktów, tylko charakterystyczną fakturę z ryskami biegnącymi dookoła naczynia, zwężającego się ku górze. Otwór do wlewania wody zamykany jest pokrywką z plastikowym uchwytem, z małą dziurką odpowietrzającą. Z tego samego odpornego na wysokie temperatury i nienagrzewającego się tworzywa wykonane jest zabezpieczenie rączki czajnika. Przytwierdzona jest ona po obu stronach czajnika za pomocą metalowych elementów i nitów. Na przedłużeniu rączki zamocowano wyprofilowany dzióbek niewielkiej średnicy. I to właściwie jedyne elementy, które w jakiś sposób zaburzają jednolitą powierzchnię czajnika.

Warte odnotowania są estetyczne walory Primus LiTech Kettle. Podobnie jak zestaw menażek jest barwy grafitowej. Czarne są elementy z tworzywa na pokrywce i składanej rączce oraz te mocujące rączkę do naczynia. Wygląda to bardzo ładnie i stonowanie w stosunku do „srebrnych” odpowiedników menażek innych firm. Jest to zasługą anodowanej powierzchni, która dodatkowo jest odporna na wgniecenia i zadrapania. Wewnątrz pokryty jest warstwą tytanową, co ma ułatwiać mycie i zapobiegać przywieraniu - choć jeśli tylko gotujemy wodę, to raczej nie ma wewnątrz co przywierać :). Czajnik charakteryzuje się także niską wagą – jedynie 210 g (1,5 l). Wymiary to: 152 x 102 mm. Można go przechowywać w dołączonym do zestawu pokrowcu.


LiTech Primus na wyjeździe. Fot. arch. Ceneria.pl

W zamierzeniu producentów czajnik przeznaczony jest dla wędrowców, wędkarzy, myśliwych oraz wszystkich, dla których ważny jest łyk ciepłej herbaty lub kawy podczas aktywności na świeżym powietrzu.

Wrażenia z użytkowania

Gdy wypakowałam czajnik z opakowania, zaniepokoiłam się, czy na pewno przesłano mi naczynie o właściwej pojemności. Wydawał się zbyt mały, jak na 1,5 l. Szczególnie było to widoczne, gdy postawiłam go obok domowego czajnika elektrycznego o pojemności 1,7 l. Tylko 200 ml pojemności więcej, a taka różnica...


Zgrabny 1,5-litrowy czajnik LiTech Primusa. Fot. arch. Ceneria.pl

Sprawdziłam zapobiegawczo pojemność na kartonowym opakowaniu – niby wszystko się zgadzało, a jednak nadal pozostawałam niedowiarkiem. Wlałam 6 szklanek wody do środka – faktycznie 1,5 litra wody wypełnia czajnik całkowicie, tyle że powyżej pewnego poziomu woda zaczyna wylewać się dzióbkiem. Realna zatem ilość wody możliwej do zagotowania to ok. 1,2 l.

Muszę wyjaśnić motywację posiadania czajnika.
Zawsze na wyjazdach brakowało mi czystego naczynia na zagotowanie wody na herbatę. Zestaw menażek starczał akurat na przygotowanie zestawu obiadowego, typu: ryż, sos z torebki i ewentualnie warzywa z puszki. Nawet jeśli posiadałam nadprogramowe naczynie, to zazwyczaj po pewnym czasie i tak było użyte do zagotowania jakiejś potrawy. Ponieważ na wyjazdach, szczególnie pod namiotem, warunki panują spartańskie, trudno mi było naczynia dobrze wypłukać z tłustych pozostałości. Nie zawsze dysponowałam gorącą wodą, a płyn do mycia naczyń i ręcznik kuchenny do wytarcia były luksusem. A nawet gdy wydawało mi się, że menażki umyłam starannie, herbata przyrządzona z wody zagotowanej w takiej menażce i tak miała jakiś dziwny posmak.

W ostatnim czasie podróżuję głównie samochodem i dojrzałam do tego, by na wielotygodniowe wyjazdy dopakować do bagażnika jeszcze jeden gadżet w postaci czajniczka – w tym roku po raz pierwszy piłam na wyjeździe herbatę ze smakiem i w bardzo dużych ilościach. Gotowanie wody w czajniku okazało się przyjemnością, a do tego było bardzo szybkie.


Wodę można szybko zagotować w każdych warunkach. Fot. arch. Ceneria.pl

Wcześniej - mam wrażenie - marnowałam zapasy gazu, nawet jeśli menażkę z wodą przykrywałam pokrywką. Czajnik zdecydowanie lepiej przewodzi ciepło od dołu aż po pokrywkę, która zresztą szczelnie tenże czajnik zamyka. Ciepło ma szansę uchodzić jedynie przez dzióbek lub niewielki otworek w pokrywce. Może czajnik ten nie jest aż tak skuteczny jak zestaw typu Jetboil, ale ma za to kilka innych zalet :)

Nawet jeśli czajnik jest bardzo gorący, a gotująca woda aż kipi, obsługiwanie go jest bezproblemowe. Do gotowania blokuję rączkę w pozycji stojącej (składa się tylko w jedną stronę, gdy dopchniemy ją do oporu w drugą, stoi nieporuszona na sztorc). Plastik zabezpieczający na rączce jest może niewielkich rozmiarów, ale mimo wszystko pozwala na wygodne podniesienie czajnika jedną ręką. Z takiego samego tworzywa jest guziczek zamontowany w pokrywce, dzięki czemu łatwo ją zdejmiemy, jeśli zajdzie taka potrzeba, by np. dolać kolejną porcję wody do zagotowania.

Wygodne jest także nalewanie wody z czajnika do innego pojemnika. Specjalnie wyprofilowany dzióbek powoduje, że nie rozlewa się ona na boki, tylko jednolitym strumykiem spływa do kubka. Oczywiście musimy pamiętać, by pełnego czajnika za mocno nie przechylać w stronę, w którą lejemy, bo wtedy ciśnienie wody może spowodować wypchnięcie pokrywki i przelanie się wody ponad jego górną ściankę. Na szczęście wcześniej wspominany wygodny uchwyt w pokrywce pozwala nam go przytrzymać drugą ręką, by ryzyko takich sytuacji zminimalizować.

Czajnik jest bardzo lekki, co też ułatwia nam jego obsługę. Nawet gdy napełniony jest wodą, nie powoduje to zbytniego obciążenia dla nas. Można go obsługiwać wygodnie jedną ręką. Lekkość jest istotną cechą dla plecakowiczów, choć akurat nie sądzę, by czajnik był sprzętem, który mógłby się znaleźć na wyposażeniu turysty wędrującego po górach. Chyba że wędruje się większą ekipą, wtedy wspólne sprzęty można rozdysponować pomiędzy grupę.


Czajnik Primus w Bieszczadach. Fot. arch. Ceneria.pl

Gdy myślę o wędrówce z czajnikiem w plecaku, to przypomina mi się trekking w górach Tybetu, w których każdy napotkany nomada posiadał na wyposażeniu duży metalowy czajnik. Stawiał go na ogniu, gotował wodę, ukruszał trochę herbaty ze sprasowanej kostki, dodawał masło z mleka jaka i częstował wszystkich naokoło. Wtedy na przełęczach powyżej 5 tys. metrów byłam wdzięczna napotkanym Tybetańczykom za to, że im się chce dźwigać ze sobą czajniki, a ja tego nie muszę robić, mimo że korzystam z ich gościnności. Obecnie czajnik donoszę co najwyżej kilka metrów z samochodu na nasze miejsce biwakowe.

Czajnik wybrałam, by pasował do zestawu menażek, który posiadam. Wydawało mi się, że powinien się on idealnie mieścić w środku spakowanych jedna w drugą garnków. Mieścił się, ale nie na wysokość. Minimalnie wystawał ponad, tak że nie można było zestawu przykryć przykrywką. Na szczęście całość pakowałam w pokrowiec, który zawiązywałam na tyle szczelnie, że zestaw tworzył mniej więcej całość. Myślę jednak, że producent mógłby uwzględnić tę niedogodność dla tych, którzy powiększają swój zestaw podstawowy o dodatkowe sprzęty. Być może mam za duże wymagania, ale wydaje mi się, że powinny być te sprzęty mniej więcej kompatybilne.

Po dłuższym używaniu zauważyłam osad od wody wewnątrz. Pomyślałam, że nie powinno się to zdarzyć na reklamowej jako nieprzywieralna powierzchni. Okazało się jednakże, że zwykłe przetarcie czajnika od środka gąbką namoczoną wodą wystarczyło, by go usunąć. Faktycznie nie wnika on głębiej.

O firmie
Szwedzka firma Primus to znany producent palników, lamp turystycznych, zestawów garnków oraz innych akcesoriów, pomocnych w gotowaniu na wyjeździe. Firma ma bardzo długą tradycję – powstała w 1882 roku. Takie doświadczenie w produkcji gwarantuje bardzo wysoką jakość i niezawodność. I faktycznie, Primus wydaje się być najbardziej uznanym producentem tego typu akcesoriów. Muszę przyznać, że nie mam zastrzeżeń co do jakości używanych przeze mnie garnków oraz czajnika Primus. Mam nadzieję, że posłuży mi jeszcze długo.


Uwagi podsumowujące:

- rozwiązanie problemu „tłustej” herbaty;
- niska waga;
- wygodny w użytkowaniu: nienagrzewające się elementy z tworzywa na rączce i pokrywce;
- blokowana rączka;
- zgrabny dzióbek służący do nalania wody;
- realna pojemność wody mniejsza niż podana przez producenta dla całego czajnika;
- nie do końca dopasowany do zestawu menażek tego samego typu;
- na ściankach osadza się osad, ale można go łatwo usunąć, porządnie szorując gąbką czajnik od środka;
- bardzo wysoka jakość produktu!

Kamila Gruszka
Ceneria.pl





KAMILA GRUSZKA – redaktor internetowego serwisu o tematyce górskiej (www.GORYonline.com), strony miesięcznika „GÓRY” i www.Ceneria.pl – pierwszej polskiej outdoorowej porównywarki cen. Autorka artykułów podróżniczych i o tematyce górskiej, także recenzji książek, relacji z imprez podróżniczo-górskich i wywiadów drukowanych w: „Podróżach”, „Poznaj Świat”, „Globtroterze”, „Turystyce” – dodatku Gazety Wyborczej, turystycznym dodatku „Dziennika”, „n.p.m.”, „GÓRACH”, „Drodze”, „Sportowym Stylu” oraz edycjach „Przez Świat”. Prelegent wielu pokazów slajdów. Pilot wycieczek zagranicznych. Stale współpracuje z magazynem „GÓRY”.
Prywatnie mama Dominiki i Jędrzeja, żona Dariusza :). Dzieląc swoje intensywne życie na pracę zawodową, bycie kurą domową, prowadzenie serwisów internetowych, wyjazdy i pisanie, od czasu do czasu uda jej się pojeździć na rowerze, wyjechać w góry czy powspinać się, zimą lubi biegówki, latem - kajaki, w ciągu roku - jogę. Intensywnie biega (m.in. ukończony Poznań Maraton - 2009, Cracovia Maraton - 2012, Maraton Gorce - 2013).



ZOBACZ RÓWNIEŻ
ZOBACZ PRODUKTY