Czy spotkaliście się już z pytaniem od osób mniej zorientowanych: a jak wy się myjecie na wyjazdach? Ja wielokrotnie. W zależności od rodzajów wakacyjnych wojaży bywało różnie: pamiętam szybkie „akcje” mycia się na stacjach benzynowych podczas podróży autostopem; nigdy nie zapomnę temperatury wody lodowcowej spływającej z pamirskich czy kaukaskich szczytów; miło jest także powspominać dni wysoko w górach, kiedy nikt nie odczuwał potrzeby mycia się przez długi czas.
Teraz jest inaczej – siłą rzeczy, a w zasadzie pod wpływem zmian życiowych, z turysty wysokogórskiego zmieniłem się w rodzinnego turystę samochodowego. Śpimy jednak nadal od czasu do czasu w mało cywilizowanych warunkach – w „krzakach” na dziko. Dlatego też wielu naszych znajomych nurtuje pytanie: skoro nie śpicie w hotelach czy schroniskach, to jak myjecie dzieci? Do niedawna mieliśmy z tym faktycznie problem – bardzo często zatem dzieci miały tzw. „Dzień Dziecka”.
Niedawno jednak odkryliśmy małą rzecz, która cieszy – prysznic solarny marki Rockland.
Energia słoneczna na wyjeździe - ładowarka PowerTraveller i prysznic solarny Rockland.
Fot. Ceneria.pl
Jest to o tyle ciekawy wynalazek, że nawet będąc w „dziczy”, bez dostępu do źródeł ciepłej wody, możemy liczyć na to, że wieczorem będziemy mieli możliwość obmycia się chociaż trochę w wodzie o temperaturze w miarę przyjemnej dla ciała.
Prysznic solarny to nic innego jak czarny worek z mocnej foli o pojemności ok. 20 l z rurką. Rano należy pamiętać, aby napełnić worek wodą i wystawić na słońce. Jeśli mamy podczas wyjazdu szczęście do pogody, już po krótkim czasie (2-3 godz.) woda w worku jest całkiem ciepła. Bywa, że i gorąca i wtedy trzeba dolać do niej zimnej. Oczywiście gdy mamy pecha i przez większość dnia pada lub słońce kryje się za chmurami – niestety woda nie nagrzeje się w stopniu wystarczającym, aby wieczorne ablucje odbyły się bez buntu ze strony małych podróżników.
Wystarczy nasłonecznione miejsce, by mieć ciepłą wodę w 2-3 godziny.
Fot. Ceneria.pl
Oczywiście nie ma co liczyć na to, że worek w pełni zastąpi nam domowy prysznic, ale przy użyciu gąbki, oszczędzając wodę, 20 litrów spokojnie wystarczy, aby porządnie namydlić i spłukać wodą dwójkę dzieci oraz bardziej pobieżnie ich rodziców. Oczywiście musimy mieć świadomość, że strumień wody z prysznica solarnego jest tylko nikłą imitacją tego z prysznica w naszej łazience. Nie zalecałbym mycia głowy, bo może się okazać, że nie będziemy w stanie piany z włosów wypłukać (chyba że na głowie tych włosów nie mamy za dużo). Ale traktując go jako urządzenie „polowe” i umiejętnie z niego korzystając w systemie „namoczenie - namydlenie gąbką - spłukanie” można się poczuć świeżo podczas snu.
Minusem prysznica jest to, że czasami trzeba się nakombinować, aby znaleźć odpowiednie miejsce, by go powiesić. Potrzebna jest w miarę mocna gałąź, usadowiona dosyć wysoko, aby prysznic był ponad nami, żeby woda mogła swobodnie spływać. Wbrew pozorom nie zawsze odpowiednia konfiguracja „nasłonecznione miejsce - gałąź - w miarę ustronny zaułek” jest możliwa.
Kąpiel pod prysznicem. Fot. Ceneria.pl
Podczas ostatniego wyjazdu przemieszczaliśmy się codziennie samochodem ok. 100-200 kilometrów. Zazwyczaj wtedy wkładaliśmy napełniony wodą prysznic do bagażnika i nawet w samochodzie woda nagrzewała się do temperatury wystarczającej na wieczorne mycie. Godnym polecenia patentem jest też zostawianie prysznica na masce samochodu podczas postojów – mamy samochód w kolorze czarnym, dzięki czemu woda nagrzewała się nieco mocniej.
Podczas postoju na obiad - woda już się grzeje. Fot. Ceneria.pl
Gdybyśmy prysznica nie mieli, nasze prawie dwutygodniowe wakacje w Rumunii nie kosztowałyby ok. 1700 zł na całą rodzinę, tylko znacznie więcej. Zaoszczędziliśmy sporo na noclegach i jedzeniu. Wjeżdżaliśmy w góry, wybieraliśmy dogodne miejsce przy drodze i po prostu rozbijaliśmy biwak. Mieliśmy ze sobą sprzęt grzewczy, stolik, jedzenie z Polski. Nie potrzebowaliśmy nawet dostępu do wody, bo wodę woziliśmy ze sobą w
pojemniku na wodę firmy Rockland (akurat w Rumunii często przy drodze można spotkać zagospodarowane źródła wody, skąd ją nabieraliśmy). Woda w prysznicu grzała się w samochodzie cały dzień. Cóż więcej potrzeba?
To jest to, co właśnie lubimy najbardziej: niezależność i spędzanie czasu na łonie przyrody.
Jeden z wielu przydrożnych kraników na wodę w Rumunii. Fot. Ceneria.pl
Uważam, że prysznic jest naprawdę świetnym pomysłem dla osób podróżujących samochodem i często śpiących, gdzie ich zmrok zastanie: poza campingami lub na campingach o niskim standardzie.
Kosztuje naprawdę niewiele (ok. 35 zł), a powoduje „że życie staje się prostsze”.
Kamila i Darek Gruszka