Ceneria.pl   |   Testeria   |   Turystyka • trekking • wspinaczka   |   Rowery i sprzęt rowerowy   |   Sprzęt narciarski i odzież narciarska   |   Sport i rekreacja
Ceneria logo

Strona główna   »  
Testeria   »  

Test czołówki MacTronic K1 Sensor

Z początkiem listopada redakcja serwisu drytoling.com.pl otrzymała do testów kilka sztuk wprowadzanej właśnie na rynek turystycznej latarki czołowej K1 Sensor.

 

Ponieważ o tej porze roku noc zapada zdecydowanie wcześniej i posiadanie latarki czołowej jest niemal konieczne, była to idealna okazja do przetestowania nowego produktu firmy MacTronic.

Firma MacTronic ma ponad dwudziestoletnie doświadczenie w produkcji latarek turystycznych i specjalistycznych, w tym wojskowych i policyjnych, oraz wytwarza również okulary, noże i celowniki optyczne dla różnych grup odbiorców. Unikalne rozwiązania techniczne latarki, doświadczenie producenta i fakt, że jest to nasza rodzima firma, sprawiły, że tym chętniej redakcja rozdysponowała czołówki i przystąpiła do wielopłaszczyznowego testu, którego wyniki prezentujemy poniżej.


Budowa i parametry czołówki MacTronik

Omawiana czołówka MacTronic K1 Sensor z serii HLS jest pierwszą na rynku latarką wyposażoną w sensor ruchu, który służy do włączania i wyłączania latarki. Wyposażona jest w diodę główną XP-C firmy CREE o jasności 80 lumenów, której światło skupiane jest zamontowaną soczewką, oraz dwie mniejsze, 3 milimetrowe białe diody pomocnicze. Dodatkowo jest wyposażona w czerwoną diodę z przodu oraz, co ciekawe, z tyłu, na pojemniku z bateriami. Zasilana jest trzema bateriami R03/AAA, czyli popularnymi ”cienkimi paluszkami”, które zawsze można zastąpić akumulatorkami. Producent deklaruje 8 godzin pracy przy włączonej diodzie głównej oraz 40 h, gdy używamy małych diod.




Latarka waży 118 g (153 g wraz z kompletem baterii) i charakteryzuje się klasyczną, zwartą budową

Gdzie moduł z diodami znajduje się z przodu, a osobny pojemnik z bateriami, zamontowany na stałe, z tyłu głowy. Kąt nachylenia części przedniej można stopniowo regulować w zakresie niepełnych 900, a całość trzyma się na głowie za pomocą elastycznych pasków, jednym dokoła głowy, drugi, dla zwiększenia komfortu, został poprowadzony górą. Kabel łączący obydwa moduły znajduje się z prawej strony i jest zaczepiony na dwóch przesuwanych haczykach znajdujących się na gumce głównej. Do obsługi latarki służy główny włącznik z przodu, u góry modułu z diodami wspomniany sensor, o czym więcej za chwilę, oraz drugi przycisk, na pojemniku z bateriami, który włącza tylną czerwoną diodę. Pojemnik z bateriami otwiera się dosyć łatwo przekręcając zatyczkę na jednym z końców pojemnika. Samo zamknięcie jest pewne i solidne, a wieczko zabezpieczone przed zgubieniem poprzez ogranicznik.

Cała czołówka prezentuje się bardzo estetycznie a przy tym profesjonalnie i nowocześnie, a jakość wykonania nie pozostawia wiele do życzenia. Elementy są dobrze spasowane, kąt nachylenia głowicy oraz paski reguluje się łatwo i pewnie. Dodatkowo czołówka odpowiada normie wodoodporności IPX4 (czy tzw. bryzgoodporności), która gwarantuje niewrażliwość na deszcz i inne chlapanie oraz niewrażliwa jest na upadki i wstrząsy. 

Czołówka zapakowana jest w bardzo popularny i typowy dla tego rodzaju produktów blister, znany również jako kuloodporny obcinacz palców. Po uważnym rozcięciu wyjmujemy z niego czołówkę, komplet baterii renomowanej firmy (plus dla producenta!) oraz oglądany wcześniej przez plastik opakowania kartonik, który okazuje się również instrukcją. Informacje są zdawkowe, ale wystarczające do uruchomienia i eksploatacji latarki, nawet gdy dana osoba nigdy nie miała do czynienia z tego typu sprzętem. Po bezproblemowym acz uważnym załadowaniu baterii przychodzi czas na odpowiedź na pytanie: jak to się wszystko sprawdza?


Test turystyczny czołówki

Zacznę od kluczowej kwestii w przypadku latarki, czyli tego jak świeci. Diody emitują typowe dla siebie, białe, może lekko niebieskawe, światło. Gwarantują przy tym niezawodność i dużą energooszczędność w stosunku do zwykłych żarówek. W trybie maksymalnej mocy pracuje dioda główna XP-C emitując skupiony snop światła na sporą odległość. Świetnie nadaje się do wyszukiwania szlaków, sprawdzenia drogi przed nami i innych sytuacji, gdy potrzebujemy mocnego światła np. gdy idziemy na czele grupy. Skupione światło ma jednak to do siebie, że świetnie oświetla, ale mały wycinek przed nami, oczywiście coraz większy wraz z ustawianym zasięgiem. Gdy jednak skierujemy snop światła daleko przed siebie, droga bezpośrednio przed nami nie jest wystarczająco oświetlona, a gdy zmniejszymy zasięg i skierujemy latarkę pod nogi, moc światła zwyczajnie się marnuje. Tu z pomocą przychodzi drugi tryb, gdy świecą dwie pomocnicze diody dając równomierne, rozproszone światło o małym zasięgu. Jest ono bardzo dobre do poruszania się po znanym nam lub łatwym szlaku, bądź w zwartej grupie, czytania i czynności biwakowych.


Sama latarka jest bardzo wygodna

dzięki wspomnianemu dwupaskowemu systemowi mocowania, nie zsuwa się z głowy i nie przemieszcza w żadnej sytuacji. Nawet po dłuższym noszeniu i użytkowaniu nie obciera, nie ciąży, lub nie pije w głowę, oczywiście po odpowiednim wyregulowaniu pasków. Pojemnik zamocowany na stałe na tyle głowy ogranicza nieco użycie tej latarki zimą, chyba że schowamy go pod czapką. Ułatwia natomiast opanowanie czołówki, zwłaszcza w sytuacji gdy nie mamy kieszeni, np. wychodząc nocą na chwilę z namiotu. Przyciski są duże, wygodnie umieszczone i nie ma problemu, by obsługiwać je w cienkich rękawiczkach polarowych lub softshellowych, trudniej jest w grubszych. Ale od czego mamy ów nowoczesny sensor ruchu?

Całość obsługi wymaga pełniejszego wytłumaczenia, a działa tak: przyciskiem głównym włączamy latarkę w kolejne tryby:
- dioda główna (pełne światło)
- diody pomocnicze (światło małe, rozproszone)
- tryb SOS (diody pomocnicze mrugają nadając sygnał SOS alfabetem Morse’a).
Kolejne naciśnięcie powoduje całkowite wyłączenie. Gdy latarka świeci pełnym światłem (i tylko wtedy) możemy jednym machnięciem ręki przed czołem, wyłączyć ją. Super! Latarka świeci wtedy delikatnym czerwonym światełkiem i teraz, takim samym machnięciem, przełączamy ją z powrotem na pełną moc. Trzeba nadmienić, że latarka wyłączona sensorem nie jest stricte wyłączona, raczej „uśpiona”, i nadal czeka na sygnał ruchowy, więc może nastąpić jej przypadkowe uruchomienie w plecaku. Zatem na stałe, wyłącza się ją jedynie przyciskiem. Sam ruch ręką musi być parę razy przećwiczony, by nie był za wolny lub zbyt szybki i nie powinien być zbyt daleko od sensora, bo do ok. 10 cm. Nie nastręcza to jednak żadnych trudności i całość działa precyzyjnie i skutecznie, i znacznie upraszcza sprawę obsługi.

Kwestia oprogramowania jednak niesie za sobą kilka moich prywatnych przemyśleń.

Nie wiem czemu niemal wszyscy producenci uparli się, żeby latarka od razu po uruchomieniu świeciła pełnym światłem?

W schronisku lub namiocie nie chcemy przecież wszystkich budzić nagłym rozbłyskiem i tym samym musimy latarkę chować na czas włączania. Lepiej byłoby, moim zdaniem, umieścić tryb „małego światła” na początku sekwencji uruchamiania, a potem dopiero pełną moc.

Druga sprawa to sam sensor.
Świetnie że jest, bardzo to pomysłowe i wygodne, ale mam pewne wątpliwości co do jego samego zastosowania. W obecnej chwili  przełącza on jedynie latarkę na zasadzie pełna moc - wyłączona (z czerwonym światełkiem). Owszem, np. gdy dochodzimy na postój, chcemy wyłączyć latarkę, by nie świecić innym po oczach - łatwo to zrobić. Według mnie lepiej jednak byłoby, gdyby sensor służył do przełączania latarki w trybach duże - małe światło, gdyż tego podczas marszu używamy częściej - zwiększamy moc, gdy chcemy wyszukać szlak, czemuś się przyjrzeć itp. lub zmniejszamy ją, by czytać mapę lub wyjąć coś z plecaka. W podobnych sytuacjach mamy ręce zajęte np. kijkami, mapą, butelką z wodą i zamiast wygodnego machnięcia, musimy pstrykać przyciskami. Ma to tym większy sens, gdy weźmiemy pod uwagę rozproszenie światła w poszczególnych trybach: mocne skupione - słabe rozproszone, co owocuje częstą potrzebą zmiany tych trybów. Szkoda również, że w obecnej sytuacji sensorem nie jesteśmy w stanie „uśpić” latarki z trybu małego światła. Samo machnięcie dłonią przed czołówką niesie ze sobą pewną niedogodność w postaci nagłego odbicia światła od gołej dłoni. Taki nagły błysk oślepia nas chwilowo i tracimy akomodację oka. Można temu jednak zaradzić wyrabiając odruch zamykania oczu przy przełączaniu. Czerwona dioda, która świeci się po wyłączeniu latarki za pomocą sensora jest bardzo słaba. Owszem, jasno informuje o „czuwaniu” latarki, jednak jako dyskretne oświetlenie nie sprawdza się z powodu małej mocy i zasięgu.


Minusem jest tutaj krótki czas działania lataki.

Jedynie 8 i 40 godzin dla trybów mocnego i słabego światła Jest to dosyć krótki czas i zachodzi konieczność częstej wymiany baterii, a w przypadku gdy chcemy używać głównego źródła światła, musimy liczyć się z zabraniem na wyjazd dodatkowego (lub kilku!) kompletu baterii.

Osobną sprawą jest oświetlenie tylne, na pojemniku z bateriami. Czerwoną diodę uruchamiamy za pomocą wspomnianego, osobnego przycisku i przełączamy ją w tryb ciągłego świecenia lub jednostajnego mrugania. Nie spotkałem się z osobnym oświetleniem z tyłu w żadnej innej czołówce i jest to szalenie pomysłowe i przydatne. Wydatnie zwiększa bezpieczeństwo np. podczas jazdy na rowerze lub marszu nieoświetloną drogą. W czerwoną lampkę obowiązkowo muszą być także wyposażone tzw. zamki, w grupach zorganizowanych.


Test wspinaczkowy i alpinistyczny czołówki

Jako że czołówka dedykowana jest dla trekkingu i alpinizmu niezwłocznie przystąpiliśmy do testów w warunkach nieco bardziej wymagających. Redakcyjni koledzy ostro drytoolowali i wspinali się w jej świetle przez kolejne dwa długie, zimne, jesienne wieczory i wypróbowaliśmy ją także w zmaganiach z pierwszymi śniegami w Tatrach.

Czołówka da się świetnie zamontować na kask
, co ułatwiają odpowiednio długie rozciągliwe gumowe paski. Pomocne jest również umieszczenie pojemnika z tyłu, dzięki czemu całość nie przesuwa się we wszystkie strony i jest pewnie zamocowana.


Wadą latarki jest fakt, że nie da się z nią wspinać przy użyciu głównej diody.

Jak wcześniej pisałem, wtedy sensor czeka na sygnał, by ruchem wyłączyć latarkę. Podczas wspinaczki drytoolowej lub klasycznej trudne przechwyty, machanie rękami nad głową w okolicach sensora, a także sama bliskość skały jest częstą przyczyną wyłączania się światła. W warunkach nocnych jest to dość uciążliwe, zważywszy, że testowano ją na drodze M6, na której nie było czasu i miejsca na rest, ani na ponowne uruchamianie światła. O samym zgaszeniu światła w trakcie wspinaczki, kiedy musimy cały czas kontrolować sytuację, nie wspomnę. Główne światło, dzięki swej mocy, okazuje się nieocenione do rozpoznania i wyszukania drogi „z dołu”. Bez problemu dokładnie rozpoznamy 15-20 metrów skały czy lodu, po którym będziemy się poruszać. Nieco inaczej wygląda sprawa z diodami pomocniczymi, które już znacznie lepiej się sprawdzają. Światło przez nie emitowane już jest wystarczające do wygodnej i bezpiecznej wspinaczki. Dobrze spisuje się również jako światło pomocnicze.

Sporą zaletą jest również wspomniana regulacja kąta głowicy w wyjątkowo dużym zakresie, lecz ta mogłaby się przesuwać nieco ciężej. Wystarczy lekko jej dotknąć i się przechyla, co podczas np. prowadzenia drogi może nam nastręczyć nieco kłopotów.


Podczas bardziej typowej, zimowej wędrówki po wyższych górach dzięki dobremu światłu latarka znakomicie oświetla drogę przed nami.

Mocny snop światła pozwala rozpoznać teren przed nami i wybrać najbezpieczniejszą i wygodną drogę. Ze względu na bardzo zmienny charakter potrzebnego światła, brak tu nieco płynniejszego przejścia pomiędzy trybami, niejako trybu pośredniego, który dałby np. dużą moc przy świetle rozproszonym. Producent mógłby pokusić się o element rozpraszający światło z diody głównej, który nasuwałoby się lub uchylało, jak to jest na przykład w latarkach firmy Petzl. Dobrze jednak spisuje się, podobnie jak przy zwykłej turystyce, w zastosowaniach około biwakowych. Nieprzydatny okazuje się tutaj tryb SOS, gdyż jak wiemy, w górach pomoc wzywa się według nieco innego schematu (dla przypomnienia: 6 błysków przez minutę, co 10 sekund). O ile bardzo łatwe jest to dzięki sensorowi, to jednocześnie uniemożliwia on wysyłanie innych wiadomości alfabetem Morse’a. Ideałem byłby tu osobny przycisk służący wysyłaniu jedynie błysków.

Nieco kłopotliwa może być obsługa przycisków w grubych rękawicach, które to (przyciski) okazują się odrobinę za małe. Należy jednak dodać, że nie spotkaliśmy jeszcze czołówki, która nie przedstawia w tym temacie problemów, a omawiany MacTronic jest jednym z najwygodniejszych pod tym względem.

Problemem także tutaj jest krótki czas działania. O ile jedno-, dwudniowy wyjazd wspinaczkowy lub alpinistyczny, nieopodal cywilizacji można jeszcze obskoczyć, to na dłuższe wyjazdy w góry wysokie żywotność baterii jest zdecydowanie za krótka. Ciężko brać dużo zapasowych kompletów baterii na wymianę, a sytuację pogarsza mróz, który dodatkowo skraca czas działania latarki.

Inne zastosowania

Postanowiliśmy również sprawdzić funkcjonalność latarki przy kilku innych zadaniach, które mogą zostać postawione przed niniejszą latarką w trakcie jej eksploatacji...


               



ZOBACZ RÓWNIEŻ