Gdy pakowałem się na krótki wypad górski do sąsiedniej Ukrainy, od razu dała się zauważyć jego pierwsza bardzo duża zaleta. Przede wszystkim jest bardzo lekki (1,3 kg) w porównaniu do swoich odpowiedników konkurencyjnych firm! Jako że namiot przez większość czasu na wypadach nosi się w plecaku, jego waga i objętość jest bardzo ważnym kryterium przy podejmowaniu decyzji.
- Bardzo łatwy i szybki w rozstawieniu i składaniu. Zamoczony materiał nie nasiąka wodą, przez co nie jest o wiele cięższy podczas transportu.
- Super lekkie szpilki w kolorze czerwonym - trudno takie zgubić!
- Dobrze zachowuje się na wietrze, kilka razy spaliśmy na terenie odsłoniętym, pomimo że nie jest wyposażony seryjnie w odciągi, zachowywał się wyjątkowo stabilnie na wietrze. Tropik jest wyposażony w dwa uszka, do których można dowiązać kawałek linki stosując dodatkowe odciągi w miarę potrzeb.
- Cały namiot pomimo swojego minimalistycznego kroju jest bardzo przestronny, w środku spokojnie mogą usiąść dwie osoby z plecakami w niewielkim przedsionku.
- Wewnętrzna moskitiera zapewnia doskonałą ochronę przed owadami oraz dość skuteczną wentylację.
- Duża nieprzemakalność podłogi zapewnia komfort, nawet gdy zostaniemy podmyci. Kiedyś coś takiego mi się zdarzyło w zupełnie innym namiocie o podłodze z bardzo podobnymi parametrami. Wrażenie było jak na łóżku wodnym!
- Coś, czym inne namioty rzadko mogą się pochwalić, to możliwość rozłożenia go bez wewnętrznej moskitiery. Przez co zwiększa się obszar zadaszony i spokojnie dwie osoby mogą spać. Daje to też nieocenioną zaletę podczas bardzo kapryśnej pogody i braku czasu na szukanie schronienia.
- Wewnętrzna moskitiera dzięki specjalnemu projektowi pojedynczego masztu nośnego może zostać rozłożona zupełnie osobno w dowolnym miejscu bez użycia szpilek. Jest to super zaleta przy wszelkich wyjazdach w tropiki.
Lecz co w klimacie umiarkowanym jest niedogodnością, w klimacie pustynnym bywa zbawieniem. Znane są przypadki osób przeżywających niefortunne problemy techniczne, nawet kilka tygodni na pustynni w Namibii, tylko dzięki kondensacji wody na otaczających ją materiałach. Jeśli taki delikwent zabrałby ze sobą namiot MSR, to na pewno znacznie większyłby swoje szanse przeżycia.
zdobywca Łuku Karpat w 2002 roku. W swoją dotychczas największą podróż wyruszył dzień po Bożym Narodzeniu w 2006 roku, wrócił dzień przed Wigilią 2011. Przez pięć lat podróżował autostopem i jachtostopem przez Europę, Azję, Australię i Oceanię. Na koniec przebył Afrykę dziesięcioletnim rowerem. Przejechał 220 tys. km w 41 państwach, w tym 33,5 tys. km na rowerze. Na Borneo zbudował tratwę z bambusów, a potem nią spłynął. W drugiej połowie wyspy przedzierał się samotnie przez dżunglę. W Pakistanie był podejrzewany o szpiegostwo, na Gangesie mijał setki pływających trupów, w Laosie jadł zupę ze szczura, a w Afryce sześciokrotnie zachorował na malarię. Gdy brakowało mu pieniędzy, pracował w Australii i Nowej Zelandii. Kiedy się go pytają, jak tego wszystkiego dokonał, mówi: ja chciałem.
Za swoją podróż otrzymał najbardziej prestiżową nagrodę podróżników w Polsce - KOLOSA 2011.
Autor recenzji: Paweł Kilen